W kontekście dostępu do informacji niejawnych, szczerość jest wymogiem fundamentalnym.
Jednak to, co obserwujemy w sprawie Sławomira Cenckiewicza, wygląda na cyniczną próbę manipulacji faktami w celu ratowania jego wizerunku.
Mimo że nikt nie ma prawa ujawniać poufnych danych medycznych, to sam Cenckiewicz sprowadził sprawę do publicznej debaty w momencie utraty dostępu do tajemnic państwowych. Oficjalna przyczyna jest wstrząsająca: zatajenie leków w ankiecie bezpieczeństwa. To nie jest drobnostka; to jest rażące naruszenie procedury, które stawia pod znakiem zapytania jego wiarygodność i zdolność do pełnienia funkcji publicznych.
Gdy informacja wyciekła, Cenckiewicz – za pośrednictwem pisowskiej, propagandowej tuby medialnej – poszedł w zaparte. Jego linia obrony? Że chodziło o śmiesznie proste środki: leki z grupy „Apap”!
To bezczelna próba bagatelizowania poważnej sprawy i sprowadzania opinii publicznej do poziomu idiotów. Czy służby bezpieczeństwa cofają certyfikaty za zatajenie aspiryny? Oczywiście, że nie.
Ta dymna zasłona runęła w momencie, gdy informator z kręgu Cenckiewicza wyjawił fakty, które ten desperacko próbował ukryć. Nie chodzi o Apap. Chodzi o dwa leki psychiatryczne działające bezpośrednio na ośrodkowy układ nerwowy:
• Lek psychotropowy.
• Lek psycholeptyczny.
Cenckiewicz nie tylko naruszył procedury bezpieczeństwa, ale również świadomie kłamał w przestrzeni publicznej, używając partyjnej propagandy do tuszowania prawdy o swoim stanie zdrowia i zdolności do pełnienia obowiązków.
Pytania są proste i muszą zostać zadane:
• Dlaczego osoba ubiegająca się o dostęp do najściślejszych tajemnic państwowych zataja leki wpływające na centralny układ nerwowy?
• Dlaczego, po ujawnieniu tego faktu, próbuje ośmieszyć cały proces weryfikacji, wmawiając nam, że chodziło o zwykły środek przeciwbólowy?
Ta sytuacja jest skandalem i wymaga natychmiastowego, pełnego wyjaśnienia

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz