poniedziałek, 27 października 2025

Moje Święto Zmarłych i mój Halloween


No i musiałem zmienić poglądy — choć tylko moja czteroletnia wnuczka potrafiła tego dokonać.

Dla mnie Święto Zmarłych zawsze było czasem zadumy, wspomnień o tych, którzy odeszli. To święto głęboko zakorzenione w naszej tradycji — czas, gdy odwiedzamy cmentarze, zapalamy znicze, składamy kwiaty i w ciszy wspominamy bliskich. Zawsze traktowałem je jako święty moment w roku — pełen nostalgii i refleksji.

A potem do Polski przywędrowało Halloween — razem z Coca-Colą i całą zachodnią popkulturą. Święto zabawy w straszenie: domy ozdobione dyniami, pajęczynami i szkieletami, dzieci przebrane za czarownice, duchy i potwory, biegające od drzwi do drzwi z okrzykiem „cukierek albo psikus!”.

Nie miałem nic przeciwko samej zabawie, ale — jak mawiał Kopernik — „gorszy pieniądz wypiera lepszy”. Bałem się, że tak samo będzie i tu: że rozbawiony Halloween wyprze naszą poważną, polską tradycję Wszystkich Świętych — dawniej słowiańskie Dziady.

Dlatego od lat wieszałem na furtce kartkę z napisem: „Tu nie obchodzi się Halloween”,  aby dzieci nie dzwoniły. 

Ale moja wnuczka miała inne plany.
Specjalnie przylatuje do Polski na Wszystkich Świętych — a przy okazji, żeby bawić się w Halloween z kuzynostwem.

I choć wciąż mam w sobie obawę, że polska tradycja może zniknąć, musiałem się poddać. Z moją wnuczką nikt nie miałby szans.

Pozostaje mi mieć nadzieję, że jedno nie musi wykluczać drugiego. Że można uśmiechać się w przebraniu czarownicy, a następnego dnia zapalić znicz na grobie dziadka.
Można pamiętać — i bawić się jednocześnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz